LITERATURA

Poezja – Debiuty poetyckie

Barbara Izabela Nowacka
Mieszkanka Józefowa k/Biłgoraja. Urodziła się w roku 1965. Edukację odbyła w Józefowie, kończąc egzaminem dojrzałości w tamtejszym Liceum Ogólnokształcącym. W 1990 r., ukończyła studia prawnicze na UMCS w Lublinie. Była nauczycielką, urzędniczką, obecnie na rencie. Jest osobą samotną. Poezją interesuje się od lat szkolnych. Pierwszy wiersz napisała w III kl. LO na przerwie miedzy lekcjami… matematyki. Obecnie pisze już w sposób dojrzały, nadal zainspirowana poezją Czesława Miłosza.
Debiutuje wyborem wierszy.

Pejzaż

Budzi się dzień i niebo
w horyzoncie twoich oczu.

Rozwija się południe
w słonecznym blasku twoich rąk.

Dalekie pielgrzymki
idące do najpiękniejszej
przechodzą obok Ciebie.

Konie szlachetnej maści
- nieumywające się do Ciebie,
stępem przechodzą
obok mojego okna
i rżą radośnie.

Jesień

Lato odleciało do Afryki.
Niebo płacze

Wśród żółtobrązowych liści
kasztany, owoce jesieni.

Tam wiewiórka przemyka.

Zaciekawione są oczy lisicy
cicho kroczącej do lasu z łowów.

I liście zbierać, zbierać
układać w ikebany
I różne inne bukiety.

I ozdobić nimi
Mieszkanie,
dla ogrzania na długie zimowe dni.

06.1999

Czyste jak śnieżnobiała zima,
świeże jak wiosna,
ciepłe jak lato
złote jak jesień,
wspaniałe jak cztery pory roku.
Jest życie.

Piotr Flor
Biłgorajanin, członek zarządu Biłgorajskiego Towarzystwa Literackiego. Dotychczas znany jako publicysta historii regionalnej, autor wielu artykułów i opracowań z tego zakresu. Laureat nagrody „Łabędzie Pióro” w dziedzinie publicystyka regionalna. W tym numerze ASPEKTÓW odkrywa swoje zainteresowania poetyckie.

D o M . . . .

Z radości
że jesteś
obok mnie
na drodze po szczęście
bez granic
w przelocie tylko kilka ciepłych słów
wśród tłumu
bo nic
innego
wydarzyć się
nie może
krótkie życzenia urodzinowe
i książeczka
zamiast czekolady
z wielką wdzięcznością
ofiarowana Tobie
byś kiedyś
właśnie mnie
samego
również
na kartkach jej
spotkała
serdeczny uśmiech Twój
gorących spojrzeń parę
niespodziewana bliskość
droga
zostaną

we mnie
już
na zawsze...

(MC)C Lublin sierpień 2014
Z tomiku: Kto mi w duszy gra

P o l u b i ł e m C i ę

Polubiłem Cię nocą przy świetle lamp,
Kiedy przychodziłaś do mnie niewinnie tak.
Nie potrzeba było zbyt wielu słów,
By obojgu nam zawirował świat znów.

Uwieczniłem Cię w miłosnych wierszach mych,
Aby zawsze już przebywać w myślach Twych.
I robiłem wszystko, by nie stracić Cię,
Jednak to w końcu kiedyś stało się.

Dobrze było tak patrzeć na siebie,
Słuchać głośnego bicia dwóch serc,
Czuć się słodko jak w siódmym niebie,
I kochać się odtąd już na śmierć.

Pokochałem Cię nocą przy blasku gwiazd,
Kiedy przychodziłaś całkiem niewinnie tak.
Nie potrzeba było zbyt wielu słów,
By obojgu nam zawirował świat ów.
Utrwaliłem Cię w pięknych przeżyciach mych,
Nie zapomnę nigdy głębokich oczu Twych.
Uwierzyłem głupio, że los nie zmieni się,
I na zawsze przy sobie zatrzymam Cię.

Dobrze było tak patrzeć na siebie,
Słuchać głośnego bicia dwóch serc,
Czuć się słodko jak w siódmym niebie,
I kochać się odtąd już na śmierć.

Polubiłem Cię nocą przy świetle lamp,
Kiedy przychodziłaś do mnie niewinnie tak.
Nie potrzeba było zbyt wielu słów,
By obojgu nam zawirował świat znów.

(MC)C Lublin wrzesień 2014
Z tomiku: Kto mi w duszy gra

 

Proza

Marek J. Szubiak

Pociąg do Biłgoraja

Sierpień tamtego roku zapamiętałem przez ten jeden upalny dzień. Przez spotkanie, którego się nie spodziewałem.
Krakowski dworzec kolejowy miał wtedy duszę. Obchodziłem wszystkie te zakamarki, gdzie historia zostawiła jeszcze swoje ślady. Na peronie duszno i gorąco niemiłosiernie. Czekałem na pociąg do Biłgoraja zwany „Hetmanem”, miałem prawie dwie wolne godziny. Upał wzmagał pragnienie. Poszedłem do baru tuż przed dworcem. Kufel zimnego piwa prosto z beczki w piwnicy powinien przynieść ulgę. Klientelę tego przybytku stanowili podróżni płci męskiej i miejscowi bywalcy. Było jednak czysto i tylko jeden wolny stolik. Usiadłem tuż przy oknie i zanurzając wąsy w obfitej pianie okocimia pociągnąłem łyk tej dobroci dla ciała.
Po chwili stanął przed stolikiem starszy pan z kuflem piwa w ręku. Wyglądał przyzwoicie, choć jego ubranie nosiło ślady zużycia, ale jasna koszula, krawat, marynarka. Zapytał czy może usiąść obok. Kiwnąłem głową i podsunąłem mu krzesło. Nieznajomy upił trochę piwa i spojrzał na mnie raz i drugi. Uśmiechnął się.
- Przepraszam, mogę zamienić z panem parę słów?
- Oczywiście, nie mamy tu nic innego do zrobienia – odpowiedziałem
- Tak myślałem. Wygląda pan na inteligenta, ale nie jest pan z Krakowa, może malarz albo poeta. Mało, kto dziś nosi brodę?
- Nie jestem malarzem, a poetą?...Jest każdy w wymiarze swojej duszy, tak poważnie to wracam z warsztatów dziennikarskich.
- O to się dobrze składa…..
- Część redaktorku! Jak szanowne zdróweczko po wczorajszym? No, no, ale przepraszamy i nie przeszkadzamy w konferencji – przerwali naszą rozmowę, zwracając się do nieznajomego, dwaj osobnicy niechlujnie ubrani o rozczochranych fryzurach i nieco zaczerwienionych nosach. Jeden z nich poklepał mego sąsiada po ramieniu i skinął grzecznie głową przechodząc koło naszego stolika.
- Jak pan widzi jesteśmy kolegami po piórze. To niewdzięczny zawód, strzeż się pan, jeśli chcesz być sobą. Doświadczyłem wiele w tym fachu. Ponieważ dobrze panu patrzy z oczu, opowiem jedną historię, jeśli pan pozwoli?
- Oczywiście mam trochę czasu – odpowiedziałem ciekawy.
- Prawie nigdy nie stawałem przed wyborem, zawsze wiedziałem jak mam postąpić. Po przewrocie ustrojowym zrobiono mnie redaktorem „ Kuriera Podhalańskiego”, chociaż wcześniej pracowałem w „komunistycznej” gazecie, bo przecież innych nie było. Jak pan wie nabraliśmy wtedy powietrza do płuc i świeżej energii, to miał być czas prawdy, uczciwości wobec własnego sumienia.
Nieznajomy mrugnął do mnie i po głębokim łyku piwa i ciągnął dalej.
-Dowiedziałem się o przekrętach i kombinacjach pewnego zasłużonego działacza „Solidarności”, zrobionego dyrektorem pewnej instytucji państwowej. Gościa dobrze znałem, taki prymitywny konformista i złodziej, z tych, co to Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek. Tacy wtedy pchali się do „Solidarności” dla własnych celów w pospiechu paląc pezetpeerowskie legitymacje, by tylko nie dać się oderwać od koryta, to był naprawdę bieg szczurów, wielu ich było. Chyba pan coś o tym słyszał? Niby realizując politykę nowych władz, wyrzucał z pracy czerwonych i przy okazji niewygodnych pracowników, szczególnie zagrażających jego stanowisku. Zatrudniał kolesiów, żonę, szwagra innych zupełnie niekompetentnych ludzi. Czuł się mocny. Zaczęły się przekręty finansowe, przetargowe, łapówki. Słowem facet budował swoje imperium. O sprawie zrobiło się głośno. Nikt nie reagował. Napisałem prawdę, ostro, bo uważam, że tacy - to wrzód na zdrowym organizmie społeczeństwa. Ludzie powinni być szlachetni, czyści. I co dalej? Po dwóch tygodniach wzywa mnie wydawca, gazeta była samorządowa i dziękuje mi za prace. Nawet nie silił się na uzasadnienia. Usłyszałem tylko – „Dobrze wiesz!”.
Tak to znalazłem się na krakowskim bruku. Znajomi zaczęli się odwracać. Zastanawiałem się, co się stało, co się zmieniło? Ustrój, ludzie, miało być lepiej, wolność? Jaka dla kogo?
- „Głupi jakiś jesteś, czy co!” - warknął na mnie stary przyjaciel i zatrudnił w swoim wydawnictwie pod warunkiem, że mam tylko pisać o ekologii, bo do polityki społecznej jestem za głupi. Co by pan zrobił na moim miejscu. Wytrzymałem dwa miesiące i odszedłem. Nie da się żyć przeciwko własnemu sumieniu, jeśli się je ma. Przyjaciel się nie obraził, znał mnie.
- Co teraz? – zapytałem.
- Teraz? Miejsce dla takich jak ja jest na aucie, na emeryturze drogi panie kolego.
- A co z tym dyrektorem?
- Cóż, facet był mocny w układach. Jednak sprawa poszła wyżej niż się spodziewano i jej łba nie dało się ukręcić. Władza się zmieniła i gościa wyrzucono ze stanowiska. Ale układy to jest siła. Tu pana zaskoczę, został wybrany do sejmiku województwa.
- Z takim „bagażem” – zdziwiłem się
- Z takim „bagażem” na sumieniu i krzywdą wielu ludzi. Takie mamy teraz czasy, panie kolego…
- To jednak tylko jeden incydent, nie może świadczyć o całości społeczeństwa – odparłem.
- Trochę się pan myli, takich „incydentów” jest pełno, afera goni aferę, dobrze pan o tym wie. Tylko takich pismaków jak ja jest niewielu. Jak kończą – oto jest pytanie. Takie mamy teraz czasy, panie kolego. Pan też stanie kiedyś przed takim wyborem. Co pan zrobi ze swoim sumieniem? Co robią inni? Żołnierz, który nie strzeli do wroga, prokurator, który odmawia postępowania, lekarz, nieczuły na cierpienia chorego, nauczyciel uczący tak jak mu każą, a nie jak powinien, czy dziennikarz, który kłamie albo kryje prawdę? Wybór - sumienie, obowiązek?
Rozmowa stawała się coraz bardziej interesująca, gadaliśmy i gadali o ludziach o pragmatyce o filozofii i polityce o etyce i bandytyzmie. Pawie o wszystkim.
Niepostrzeżenie mijał czas. Skończyło się piwo. Mój rozmówca był tak sympatyczny, ze mógłbym go słuchać godzinami. Spojrzenie na zegarek przerwało tą przyjemność dla ducha. Pożegnałem się błyskawicznie, usłyszałem tylko:
- Powodzenia, panie kolego, sumienie, sumienie!!!!….
W biegu wsiadałem na pociąg do Biłgoraja. Usiadłem przy oknie. Rozmyślania o przebytej rozmowie i rytmiczny stukot kół pociągu znużyły mnie.
Zdrzemnąłem się i we śnie widziałem, że ten pociąg wiezie mnie nie do Biłgoraja, ale gdzieś ku przeznaczeniu.

© Biłgorajskie Towarzystwo Literackie 2008-2012